Post autor: CORN » 29-07-2012, 23:44
Przed chwilą napotkała mnie dziwna sytuacja. Odwoziłem Justyne do domu, zatrzymałem się przed jej chatą, zgasiłem światła żeby nie świecić ludziom po oknach i chwilę gadamy gdy coś z tyłu błysnęło. Odwracamy się żeby zobaczyć co to i znowu błysk i podbiega jakiś koleś na oko z 35 - 40 lat, otwieram okno a on do mnie z textami:
-poco ja tu przyjechałem?, czemu zgasiłem światła? Jestem jednym z ostatnich co mu rozładowuje system w samochodzie i poleciał do przodu robić zdjęcie tablicy rejestracyjnej.
Zdębiałem i wysłałem Justynę do domu samemu zostając z tym czubkiem.
Zaczynam zawracać a on lata cały czas w koło samochodu i wygaduje te bzdury no to mu mówie że nic mu nie rozładowuje bo ja tu nawet nie mieszkam ale to co mówiłem wogóle do niego nie trafiało, na pijanego nie wyglądał, raczej obłąkanego.
Ruszyłem ale mówie do siebie, że coś jest nie halo i stanąłem przy najbliżej stojącym krawędzi ulicy aucie które okazało się być jego autem, ledwo wyszedłem i zdążyłem usłyszeć że jestem beszczelny i dlaczego tu stanałem........
Pyta mnie czy ja nie czuje pola jakie otacza samochód i że mnie zgłosi że mu rozładowuje i będe płacił, no to ja mu znowu że ja tu nawet nie mieszkam i nic mu nie rozładowuje a on lata w koło i tylko patrzyłem kiedy z łapami wyskoczy.
Wsiadłem do auta i odjechałem na ulicę obok i myśle - zgłosić to na policję? oleją sprawę bo gość tylko mnie nagabywał.
Iść i sie z nim szarpać? też bez sensu bo niewiadomo co taki zrobi.
Była jeszcze jedna opcja ale też odpada bo to mnie zamkną wtedy za zrobienie jemu poważnej krzywdy,
odjechałem więc.
I teraz rozkmina, gość może mieć coś nie tak w czubie, ma moje auto sfotografowane więc moze się mścić jak tam postawie z drugiej strony zrobić mu nic też nie ma podstaw.
Co Wy byście zrobili w takiej sytuacji?
Przed chwilą napotkała mnie dziwna sytuacja. Odwoziłem Justyne do domu, zatrzymałem się przed jej chatą, zgasiłem światła żeby nie świecić ludziom po oknach i chwilę gadamy gdy coś z tyłu błysnęło. Odwracamy się żeby zobaczyć co to i znowu błysk i podbiega jakiś koleś na oko z 35 - 40 lat, otwieram okno a on do mnie z textami:
-poco ja tu przyjechałem?, czemu zgasiłem światła? Jestem jednym z ostatnich co mu rozładowuje system w samochodzie i poleciał do przodu robić zdjęcie tablicy rejestracyjnej.
Zdębiałem i wysłałem Justynę do domu samemu zostając z tym czubkiem.
Zaczynam zawracać a on lata cały czas w koło samochodu i wygaduje te bzdury no to mu mówie że nic mu nie rozładowuje bo ja tu nawet nie mieszkam ale to co mówiłem wogóle do niego nie trafiało, na pijanego nie wyglądał, raczej obłąkanego.
Ruszyłem ale mówie do siebie, że coś jest nie halo i stanąłem przy najbliżej stojącym krawędzi ulicy aucie które okazało się być jego autem, ledwo wyszedłem i zdążyłem usłyszeć że jestem beszczelny i dlaczego tu stanałem........
Pyta mnie czy ja nie czuje pola jakie otacza samochód i że mnie zgłosi że mu rozładowuje i będe płacił, no to ja mu znowu że ja tu nawet nie mieszkam i nic mu nie rozładowuje a on lata w koło i tylko patrzyłem kiedy z łapami wyskoczy.
Wsiadłem do auta i odjechałem na ulicę obok i myśle - zgłosić to na policję? oleją sprawę bo gość tylko mnie nagabywał.
Iść i sie z nim szarpać? też bez sensu bo niewiadomo co taki zrobi.
Była jeszcze jedna opcja ale też odpada bo to mnie zamkną wtedy za zrobienie jemu poważnej krzywdy,
odjechałem więc.
I teraz rozkmina, gość może mieć coś nie tak w czubie, ma moje auto sfotografowane więc moze się mścić jak tam postawie z drugiej strony zrobić mu nic też nie ma podstaw.
Co Wy byście zrobili w takiej sytuacji?